niedziela, 23 października 2011

Carlos Ruiz Zafón, „Cień wiatru”



Każdemu, kto kocha czytać, miejsce nazywane Cmentarzem Zapomnianych książek jawi się jako lokalizacja magiczna, na poły mityczna, na poły mistyczna. Czytanie, kolekcjonowanie woluminów, chłonięcie zapachu zadrukowanego papieru, błądzenie palcem po wypukłościach starych okładek i odkurzanie tomów na półkach mają zaś w sobie coś z religii. Znam wielu, którzy na miejscu Daniela rękoma i nogami zapieraliby się przed opuszczeniem owego przybytku, godzinami penetrując zawartość półek.

I dlatego absolutnie nie dziwię się, że „Cień wiatru” podbił serca czytelników na całym świecie – podejrzewam, że przede wszystkim tych, którzy oddawanie się lekturze mają we krwi.

Barcelona, lato 1945. Daniel Sempre, niedługo przed swoimi jedenastymi urodzinami, zostaje zaprowadzony przez ojca, księgarza, do miejsca, w którym znajdują się księgi zapomniane i porzucone. Z racji pierwszej wizyty, chłopiec ma prawo zabrania z Cmentarza jednego tomu – jego wybór pada na „Cień wiatru”, książkę, która czeka tu na niego chyba od zawsze, jak ze zdumieniem zauważa chłopiec. Autorem powieści jest mało uznany pisarz, Julián Carax. Daniel, zauroczony swoim nowym skarbem, postanawia dowiedzieć się jak najwięcej o mało znanym pisarzu, odnaleźć i przeczytać inne jego książki. Tymczasem okazuje się, że niemal wszystkie dzieła Caraksa zostały zniszczone, a te pojedyncze egzemplarze warte są fortunę. W krótkim czasie „Cieniem wiatru” okazują się zainteresowani nie tylko antykwariusz Barceló i jego niewidoma siostrzenica, Klara, miłośniczka Caraxa, ale i tajemniczy, przerażający człowiek, przypominający jednego z bohaterów książki... i nie tylko. Chęć poznania historii pisarza powoli staje się osią życia młodego Daniela na co najmniej kilka następnych lat. Tajemnica goni tajemnicę, a chłopak zupełnie niechcący pakuje się w spore tarapaty...

Obserwujemy jakby dwie splecione ze sobą historie – próbę rozwikłania tajemnicy mało znanego literata oraz dorastanie półsieroty Daniela w powojennej Barcelonie, ze wszystkimi urokami, rozczarowaniami i niespodziankami młodości, a także z niesprawiedliwością czasów, w którym obu przyszło żyć. W którymś miejscu lektury dochodzimy do wniosku, że stopniowo odkrywane dzieje Caraksa oraz życie Daniela są do siebie zaskakująco podobne...

Powieść wciągająca, o niesamowitym klimacie, który sprawia, że kilkusetstronicową lekturę przerywa się naprawdę z żalem. Główny wątek, oparty na poszukiwaniu prawdy o Caraksie obfituje w niespodziewane zwroty akcji – kiedy czytelnik już ma wrażenie, że jest tuż-tuż, krok za autorem, krok przed bohaterami, nagle na jaw wychodzi coś, co brutalnie obala wszelkie dotychczasowe przewidywania i każe mu pokornie wczytać się ponownie i doszukiwać alternatywnych rozwiązań. Gwarantuję, że rozwiązanie zagadki zaskoczy każdego.

Na uwagę zasługuje także bardzo zróżnicowany język, miejscami przełamujący magię uliczek Barcelony, ukazujący jednocześnie nastroje w społeczeństwie Hiszpanii pod rządami generała Franco. Miękkim, plastyczny tok narracji Daniela zostaje poprzecinany obscenicznymi odzywkami przypadkowych przechodniów lub inspektora Fumero, który w słowach nie przebiera. Wulgarnie wręcz zdarza się też odezwać nie tylko taksówkarzowi, ale i Ferminowi, przyjacielowi głównego bohatera, który w księgarni i wobec kobiet miód na uszy leje swoją gładką wymową, „między nami mężczyznami” nie szczędzi jednak dosadnego języka.

Opisana wyżej postać wydaje mi się zresztą najmniej wiarygodna, jeśli chodzi o konstrukcję charakteru, jakby była zbyt mocno sprzeczna wewnętrznie nie tyle nawet w tym, co mówi, ale w zachowaniu względem funkcjonariuszy czy kobiet. Jednak mimo tego braku wiarygodności pozostaje jedną z najsympatyczniejszych postaci kart „Cienia wiatru”, lektury ze wszech miar godnej polecenia.

2 komentarze: